W jak fatalnej kondycji jest polska służba zdrowia rozpisują się w sieci obywatele, a w mediach dziennikarze z całego kraju ujawniając na każdym kroku brak należytej opieki nad pacjentami. Jeszcze przed epidemią było źle, teraz określenie stan fatalny wydaje się nie oddawać ogromu rozgrywającego się na naszych oczach dramatu. Trudno opisywać każdą bulwersują historię, która do nas dociera, jednak pochylimy się dzisiaj nad dwoma przypadkami. Jeden będzie dotyczył odmowy wysłania karetki pogotowia do pacjenta, drugi to bardziej kwestia traktowania chorych pacjentów przez personel. Pani Ewa kilka dni temu będąc w pracy poczuła się bardzo źle. Jest osobą z poważnymi problemami zdrowotnymi, ma za sobą m.in operację serca. Potrafi rozpoznać u siebie objawy z którymi pilnie powinna udać się do lekarza. Tak było i tym razem. Koleżanka z pracy p. Ewy zdecydowała się odwieść ją na pogotowie przy ul. Lunewil, gdzie uznała, że najszybciej uzyska ona pomoc medyczną. Kobiety weszły do środka i usiadły poczekalni:
"Wtedy podeszła do nas recepcjonistka/pielęgniarka i zaczęła nas wypraszać, krzycząc na nas stwierdziła, że dwie osoby nie mogą być naraz wewnątrz. Przecież na co dzień razem pracujemy, zostałam przywieziona przez tę osobę do lekarza. Mimo iż poczekalnia nie jest mała nie mogłyśmy poczekać razem wewnątrz, a ja nie mogłam zostać sama w środku ze względu na stan w którym byłam i który się pogarszał, tak więc w środku zimy zostałyśmy wyrzucone na zewnątrz i obie trzęsąc się z zimna czekałyśmy na to żeby lekarz zakończył wizytę i zdecydował czy mnie przyjmie. Nie mam pretensji do lekarza w tym przypadku. Przyjął mnie i udzielił pomocy medycznej, ale do takich ludzi jak ta kobieta - moim zdaniem bez empatii i serca. Pani oczywiście paznokcie prosto od kosmetyczki. Tam się nie bała wirusa? Jak ta pani na zakupy chodzi? W sklepach jest więcej niż jedna osoba. Sama na co dzień zarządzam dużym zespołem ludzi. Nie wyobrażam sobie takiego traktowania drugiego, a zwłaszcza chorego człowieka. Zarządzanie poczekalnią chyba wzbudziło u tej kobiety jakieś niezaspokojone żądze rodem z poprzedniego systemu. Zwracam się tym samym za waszym pośrednictwem do zarządzających tą placówką, aby zwrócili uwagę na to co się tam dzieje na pewno nie byłam wyjątkiem."- relacjonuje Pani Ewa
Z kolei pod koniec ubiegłego tygodnia starszej kobiecie odmówiono przysłania do chorego męża karetki. Jak Państwo wiecie, dyspozytorni karetek we Włocławku nie ma. O wysłaniu karetki do włocławian, decyduje dyspozytornia w Bydgoszczy lub Toruniu. Blisko 90-letni mężczyzna, który jest po operacji raka prostaty, obecnie cewnikowany dostał drgawek. Opiekująca się nim żona zbadała temperaturę, okazało się że ma blisko 39 stopni. Przerażona kobieta zadzwoniła pod nr. 112 z prośbą o przysłanie karetki, bowiem boi się o życie męża, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie miewał drgawek. Kobieta usłyszała, że ma zgłosić się do przychodni... Mąż kobiety ma problemy z poruszaniem się, a jak wygląda podczas epidemii proces dostania się do przychodni, wielu włocławian już miało okazję się przekonać wykonując niejednokrotnie po 100, 200 telefonów z różnym skutkiem.
To jedynie przypadki o których poinformowano media, ile jest sytuacji w których zrozpaczona rodzina, gdy już wydarzy się najgorsze nie decyduje się nagłaśniać sprawy. Ile jest przypadków w których po bataliach w końcu bliscy dzięki swej nieustępliwości, lub decyzji o wizycie prywatnej uzyskują ratunek dla chorego? Warto postawić pytanie, czy covidowa "polityka" jaką zaprowadził rząd Morawieckiego nie zebrała, aby na pewno większego żniwa niż sam wirus?
Napisz komentarz
Komentarze