Działacze m. in. Komitetu Obrony Demokracji z Włocławka zorganizowali dziś o godzinie 18:00 na placu Wolności milczący protest. Jego przyczyną jest sytuacja na naszej wschodniej granicy. Protestujący zaznaczali, że nie domagają się otwarcia granic, ale humanitarnego traktowania osób znajdujących się na granicy polsko-białoruskiej i ratowania dzieci. Żądają wpuszczenia na teren objęty stanem wyjątkowym mediów, medyków, prawników, niezależnych obserwatorów. Podobne manifestacje odbyły się w całym kraju.
"Do zorganizowania tej akcji skłoniło nas to, co dzieje się na granicy. W tej chwili tam jest katastrofa humanitarna. Umierają ludzie, umierają dzieci. Dzieci są odbierane rodzicom, potem są pakowane do autobusów i wywożone do lasu. Rzecznicy Straży Granicznej mówią, że są odstawiano do granicy. Co to znaczy? Przecież Białorusini nie wpuszczą ich do siebie, więc są odstawiani do naszego pasa granicznego. Jest ziemia między jedną granicą, a drugą. Te dzieci tam lądują. Nie mają dokąd pójść, są bez jedzenia, bez picia, bez ubrania. Śpią na ziemi w temperaturze 5 stopni w nocy. Rozumiem, że nasze granice muszą być strzeżone przed konfliktami zbrojnymi i napadami. Ale jeżeli ludzie dostali się na nasz teren, jeżeli są to rodziny z dziećmi to trudno powiedzieć, że dzieci 5-letnie są terrorystami." - powiedziała Danuta Zarzeczna, organizatorka protestu
Włocławski protest zgromadził ponad 30 osób.





















Napisz komentarz
Komentarze