W nocy z piątku na sobotę doszło do pożaru w kamienicy przy ulicy Bojańczyka. Strażacy walczyli z ogniem przez ponad 4 godziny. Mieszkańcy budynku zostali ewakuowani, a Inspektor Budowlany nie pozwolił, aby wrócili do swoich mieszkań. Zgodnie z prawem właściciel kamienicy, a jest ona własnością prywatną, powinien zapewnić lokatorom mieszkania zastępcze.
Niektórzy mieszkańcy kamienicy ostatnie dni spędzili u swoich rodzin, niektórzy w hostelu. Dziś udali się do Urzędu Miasta by uzyskać pomoc od prezydenta. Przed spotkaniem z władzami miasta opowiedzieli o feralnej nocy.
"Zaczęło się od pożaru sadzy w kominie. Przyjechali strażacy i opanowali sytuację. Później około 3:00 usłyszeliśmy eksplozję, która nas obudziła. Dobrze, że tak się stało, bo pewnie większość z nas już by nie żyła z powodu zaczadzenia. Strażacy pożar gasili około 4 godzin, nas ewakuowano. Przyszedł Sztab Kryzysowy z Urzędu Miasta, zapytali jak się czujemy. Później przyszli kolejny raz i się okazało, że umywają ręce, bo to jest prywatna kamienica. Nas z synem ulokowano w hostelu, inni udali się do rodzin, ale wiadomo, że gość jak ryba, po trzech dniach zaczyna śmierdzieć. Chcielibyśmy, żeby prezydent lub zastępca w jakiś sposób nam pomogli. Nie chcemy mieszkań za darmo." - powiedział jeden z mieszkańców kamienicy
Problem stanowią sprawy lokalowe. Trudno powiedzieć ile może potrwać remont kamienicy, tak by ponownie nadawała się do zamieszkania. Dwie rodziny mieszkają obecnie w hostelu, pozostali zatrzymali się u krewnych. Jednak nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę.
"Od straży pożarnej otrzymaliśmy informację, że dostaniemy lokale zastępcze. Nadzór Budowlany nie wyraził zgody, żebyśmy tam dalej mieszkali, po czym przyszedł Sztab Kryzysowy i powiedział, że jest to prywatna kamienica i my żadnych lokali nie dostaniemy i musimy szukać lokalu na własną rękę lub ma go zapewnić właściciel kamienicy. A właściciel kamienicy nie znajdzie lokum dla ośmiu rodzin w hotelach. Wiadomo, jakie to byłyby koszty, ma praktycznie związane ręce. A Urząd Miasta według mnie ma zasoby, przyjechali państwo z Ukrainy i nie musieli płacić za mieszkanie. A my nie chcemy tego za darmo, chcemy płacić za dach nad głową. My mamy syna w szkole średniej uczy się do egzaminów, w kamienicy mieszkają małe dzieci, również noworodek, jedna kobieta jest w ciąży. Nie możemy mieszkać kątem u rodziny. (...) Nie mamy pralki, żadnej kuchni, nie mamy gdzie obiadów gotować. Nie będziemy się stołowali po restauracjach, bo nas na to nie stać. Wiadomo, każdy nam pomoże dzień czy dwa, ale nie więcej. Hostel też swoje kosztuje. Na trzy osoby to wyniesie około 6000 miesięcznie. W sumie w kamienicy mieszkało 8 rodzin. Dwa mieszkania są doszczętnie zniszczone, jedno spalone, drugie zalane." - powiedział mieszkaniec kamienicy
Prezydent Marek Wojtkowski nie spotkał się z mieszkańcami zniszczonej kamienicy. Z pogorzelcami rozmawiała jego zastępczyni. Powiedziała, że najpierw Urząd Miasta musi otrzymać informację od Nadzoru Budowlanego, które mieszkania i czy zostały wyłączone z użytkowania. Informacja powszechnie wiadoma, ale być może musi odbyć się drogą oficjalną...
Podkreśliła, że na właścicielu budynku ciąży obowiązek zapewnienia lokali zastępczych. Powiedziała również, że prezydent nie zostawi pogorzelców bez wsparcia, jeśli takie będzie potrzebne.
Na spotkaniu nie padły żadne konkrety ze strony władz Włocławka. Nie sprecyzowano jak miałoby wyglądać wsparcie ze strony prezydenta.
Blisko rok temu Urząd Miasta znalazł miejsca dla obywateli Ukrainy, którzy przybyli do Włocławka. Z relacji władz naszego miasta wynika, że wiele z tych osób opuściło Włocławek, więc można ulokować pogorzelców w tych mieszkaniach na okres remontu zniszczonej kamienicy. Tym bardziej, że chcą płacić za użytkowanie lokali w tym czasie.
Do sprawy wrócimy wkrótce.






Napisz komentarz
Komentarze