Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 11:30
Reklama
Reklama

Wataha 11 zdziczałych psów wałęsa się w okolicach jeziora Głuszyńskiego. Jeden z nich "przegryzł kota na pół"

Podziel się
Oceń

Wataha 11 zdziczałych psów wałęsa się w okolicach jeziora Głuszyńskiego. Jeden z nich "przegryzł kota na pół"

Autor: fot. Nadesłane

Po wczorajszym artykule, w którym opisywaliśmy zdarzenie z Warząchewki Królewskiej, gdzie Pani Dorota została pogryziona przez biegającego luzem psa, skontaktowała się z nami Pani Monika. Kobieta mieszka w gminie Topólka. Poinformowała nas, że w tam też istnieje duży problem z psami.

"Chciałam nawiązać do artykułu o psach wypuszczanych luzem przez właścicieli. W gminie Topólka, problem wałęsających się psów, jest również bardzo nasilony. Psy nie tylko biegają po drogach, gonią i zagryzają sarny i inne zwierzęta, ale również przeskakują ogrodzenia i dostają się na prywatne posesje. Taka sytuacja miała miejsce w sobotę o 20.30. Duży pies sforsował płot i zaatakował śpiącego przy drzwiach wejściowych małego kotka. Pies dosłownie przegryzł go na pół! Pomimo podjętych starań, weterynarz stwierdził że kot bardzo cierpi i jedynym wyjściem jest eutanazja... Niestety wielu właścicieli nie dopuszcza do siebie myśli, jak bardzo ich pies może zagrażać innym zwierzętom jak i ludziom. A nawet jeśli zdają sobie z tego sprawę, czują się zupełnie bezkarni i ponad prawem! Problem z watahami psów nad Jeziorem Głuszyńskim pojawia się sukcesywnie co roku o tej samej porze, co świadczyć może o celowym działaniu ich właścicieli. Na moją posesję już wielokrotnie wchodziły obce psy. Czy musi dojść do jakiejś tragedii, żeby ludzie zaczęli brać odpowiedzialność za swoje zwierzęta? Przecież na tym podwórku mogło znaleźć się dziecko, zamiast kota...." - pisze zrozpaczona Pani Monika

Skontaktowaliśmy się z wójtem gminy, Konradem Lewandowskim, aby uzyskać informacje czy ten problem jest mu znany.

"To jest mieszkanka, która mieszka na terenach, gdzie jest dużo działek rekreacyjnych. Zawsze po sezonie wakacyjnym mamy tam problem z psami, których część jest porzucana przez wczasowiczów, a część pochodzi od okolicznych rolników, bo jak wczasowicze wyjadą, to mniej rygorystycznie podchodzą do pilnowania swoich psów. Słyszałem, że ostatnio doszło do przypadku, że jeden z takich psów przeskoczył przez ogrodzenie i zaatakował kota ze skutkiem tragicznym. Jestem w kontakcie z tą mieszkanką." - informuje wójt Konrad Lewandowski

Jak dodaje włodarz Topólki największym problemem jest to, że psy, o których mowa nie przybywają w jednym określonym rewirze, tylko cały czas się przemieszczają.

"My zgodnie z prawem ochrony zwierząt możemy je odłowić tylko w sposób humanitarny, czyli stosując środki, które nie spowodowałyby zagrożenia zdrowia tych zwierząt, w związku z czym pozostaje nam tylko żywołapka. Wystosowałem pismo do schroniska z którym mamy podpisaną umowę z prośbą o odłowienie wałęsających się psów i w tej chwili czekam na odpowiedź. Dzisiaj też wpłynęła do mnie oferta od firmy niezależnej, która zajmuje się odłowami takich zwierząt." - informuje wójt Konrad Lewandowski

Dowiedzieliśmy się, że w tym roku udało się w żywołapkę złapać 4 zwierzęta. Co ciekawe wataha zdziczałych psów nie zmniejsza się. Dołączają do niej psy, które uciekły z gospodarstw rolnych. Obecnie wataha liczy około 11 zwierząt.

"Sukcesywnie prowadzimy akcje mające na celu uświadomienie konieczność odpowiedniego utrzymywania tych zwierząt gospodarskich, w tym również psów. Jesteśmy w stałym kontakcie z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Wspólnie prowadzimy taką akcję. Jesteśmy prozwierzęcy, nie chcemy tym zwierzakom robić żadnej krzywdy. (...) całym clou problemu nie są bezdomne zwierzęta, tylko świadomość ludzi. Żaden zwierzak nie staje się sam z siebie bezdomny, tylko zostaje porzucony. Odpowiedzialność, a właściwie brak odpowiedzialności, człowieka powoduje, że zwierzę zostaje bezdomne. (...) Problem tej watahy zdziczałych psów jest mi doskonale znany, bo nie ma dnia, żeby któryś z mieszkańców ze mną na ten temat nie rozmawiał. Staram się tę sytuację na bieżąco monitorować, bo mam świadomość, że prędzej czy później te psy będą stanowić zagrożenie dla ludzi." - dodaje wójt Konrad Lewandowski

Włodarz Topólki zapewnia, że stara się rozwiązać problem. Jak nas poinformował już w styczniu wynajął firmę zewnętrzną, która zajmuje się odławianiem takich zwierząt. Niestety, jej działanie nie okazały się skuteczne. Miejmy nadzieję, że tym razem zdziczałe psy uda się skutecznie odłowić, nim dojdzie do tragedii.



Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama