Działkowcy z Rodzinnych Ogródków Działkowych "Lisek" zwrócili się do nas pod koniec lipca ze sprawą dotyczącą ich sąsiadki. Jak nam wówczas relacjonowali, Dyspozytornia Karetek nie wysłała pojazdu ratunkowego do kobiety, która źle się poczuła. Karetka nie została zadysponowana, a kobieta niedługo później zmarła. Pisaliśmy na ten temat TUTAJ.
"Sprawa została wyjaśniona w ramach postępowania wewnętrznego. Wyniki zostały przedstawione synowi zmarłej i dokonano w relacji z nim pewne ustalenia. Z formalnego punktu widzenia, "uwzględniając procedurę Covidową", wszystko po stronie operatora i dyspozytora zrealizowano prawidłowo. W trakcie połączenia sytuacja była dynamiczna i niejednoznaczna. Sama osoba dzwoniąca prawdopodobnie przerwała połączenie. Sprawę przedstawiliśmy szczegółowo synowi zmarłej i na tym etapie uznał te wyjaśnienia jako satysfakcjonujące. (...) Ustalono, że owego feralnego dnia, kolejka oczekujących 4 na 112, na stanowisko i 3 czerwone czekające na 999 to nie mogę mieć powodów do zarzutów w stosunku do osób, które pracują na tym stanowisku, jeżeli połączenie jest urwane i gdy osoba dzwoniąca je urywa. Sytuacja, która ma miejsce, będzie przedstawiana na procesie szkolenia, aby uczulić dyspozytorów i medyków." informuje Lech Kubera
Jeżeli sprawa będzie budziła zastrzeżenia osób bliskich zmarłej kobiety, mogą złożyć zawiadomienie do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, niemniej jednak jak informuje Lech Kubera na ten moment nikt, prócz nas nie zwracał się w tej sprawie z zastrzeżeniami. Trudno zgodzić się z argumentacją zastępcy dyrektora. Tego typu tłumaczenie zajścia wypacza rzeczywistość, brak pretensji syna w stosunku do zaistniałej sytuacji jest argumentem drugorzędnym. Każdy obywatel w tej sprawie ma prawo zabrać głos i złożyć odpowiednie doniesienia do Prokuratury.
Jest to dość jaskrawy dla nas przypadek efektu likwidacji dyspozytorni pogotowia we Włocławku. Trudno w tym momencie nie nawiązać do wydatku na kilkuminutowy film wyświetlany kilka dni temu nad Wisłą, na który agenda rządowa przeznaczyła 55 tysięcy złotych, które za realizacje tego wydarzenia pobrało stowarzyszenie założone przez męża dyrektor biura Anny Gembickiej Daniela Nowaka, czy wydatku na "zielony przystanek" na Kaliskiej 49 tysięcy złotych. Gdyby zsumować wszystkie te niewiele wnoszące "inwestycje" czy imprezy i przeznaczyć na funkcjonowanie dyspozytorni, okazać by się mogło, że moglibyśmy mieć we Włocławku nowoczesną i świetnie funkcjonującą dyspozytornię, a mieszkańcy Włocławka mieliby do dyspozycji włocławski numer 112, a nie oczekiwali w kolejce wraz z innymi mieszkańcami połowy województwa, aż toruński operator się z nimi połączy. Kolejka byłaby tylko włocławska, byłaby niewielka lub wcale by jej nie było. Fakty jednak są takie, że nawet mimo obiecanych w kampanii milionów na włocławski szpital przez Annę Gembicką, dyrekcja funduszy nie uzyskała (pisaliśmy na ten temat TUTAJ). Co gorsze, nie ma żadnej publicznej dyskusji wśród decydujących o wydatkach polityków, aby do Włocławka wróciła dyspozytornia. Perspektyw polepszenia naszej sytuacji zatem brak...
Napisz komentarz
Komentarze